inneroptics:
“ karel miller |
”

16 XI 2017

Zaczynam rozumieć, rozumieć coraz więcej. Widziałeś moją pracę. Ale co z tego? Do czego sprowadza się ten cały wgląd w siebie? Pod koniec dnia pozostaje tylko ból. Bezosobowy, pierwotny ból. I człowiek ma ochotę wyć jak porzucony pies, wyć do księżyca i do przepalonych latarni, czołgać się po piachu i skomleć o dobicie z litości. I co? Mijają minuty, godziny. Dni. Miesiące zamieniają się w lata. I już tylko gryziesz się jak ten pies, po rękach, nogach, obśliniony, z przyćmionym umysłem i podkulonym ogonem. Ulgi. Jakiejś ulgi, jakiegoś lekarstwa, które nie obróci się potem przeciwko tobie. Nagle to przełykanie własnej dumy, praca nad sobą, wszystkie techniki psychologiczne przestają mieć znaczenie. Po prostu wisisz w tym bezradnie, dryfujesz. Jest tylko tępe, organiczne cierpienie. Sela.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Znika jak huragan, pozostawiając pozrywane dachy. Znika jak wiatr, który przycichł na chwilę, by powrócić mocniejszym podmuchem. Znika po nieskończonościach, ale znika przecież i tylko w tym przemijaniu jest jakakolwiek motywacja, by zagryzać zęby. A czasem nie znika. Przyjmuje nową formę, stając się karykaturą ulgi.
      I jest tylko... sekunda, za sekundą, za sekundą.


      Dziękuję za komentarz.

      Usuń